Elżbieta Zagrodzka Elżbieta Zagrodzka
680
BLOG

Na Dobre i na złe, a w życiu...

Elżbieta Zagrodzka Elżbieta Zagrodzka Zdrowie Obserwuj temat Obserwuj notkę 13

Bardzo lubię oglądać polski serial o szpitalu " Na dobre i na złe". Moja koleżanka odwrotnie. Mówi, że ją ten serial denerwuje swoimi sytuacjami wziętymi z księżyca. Fachowi lekarze odznaczający się empatią wobec pacjentów, dobrze zaopatrzony szpital nie borykający się z problemami finansowymi i nie oszukujący na każdym kroku Narodowego Funduszu Zdrowia. Tymczasem w realu polska służba zdrowia przypomina raczej komediowy sitcom Polsatu" Daleko od noszy" niż serial " Na dobre i na złe." Aż smutno w sercu się robi, kiedy trzeba skorzystać z pobytu w szpitalu...

Niedawno podali w Wiadomościach, że były prezydent USA Jimmy Carter walczy z rakiem, a ma...co dziwne! już dziewięćdziesiąt jeden lat. W Polsce niestety nie do pomyślenia, by ktoś tak długo przeżył z rakiem

W Polsce już seniorów po siedemdziesiątym roku życia bezduszni urzędnicy odstawili na aut. Narodowy Fundusz Zdrowia ustalił bowiem, że po siedemdziesiątym roku życia u chorych na raka chemioterapia i radioterapia jest refundowana tylko w wyjątkowych wypadkach. Zdaniem bezdusznych urzędników chory na raka po siedemdziesiątce już nie rokuje pozytywnie. Zadaniem lekarzy jest więc taktowne poinformowanie pacjenta tak, by go nie pozbawiać nadziei, że nie otrzyma ani chemioterapii, ani radioterapii. To też ciężki orzech do zgryzienia dla lekarzy, wielu z nich ma jednak wiele empatii dla pacjenta. Mówi się więc choremu na raka, że chemoterapia to wyniszczajace obciążenie dla organizmu i że on jest za słaby, by przetrzymać chemię. Wyjątkowe przypadki? Mamy już prawie wrzesień 2015r. Z moich informacji wiem, żew Lubinie / woj. Dolnoślaskie/ w tym roku do tej pory tylko czterem ludziom po siedemdziesiątce przyznano refundowaną chemioterapię uznając ich za szczególne przypadki, w których chemioterapia się należy. Jakie są więc te szczególne przypadki? Ludzie stojący w kolejkach po przychodniach i rozżaleni mówią, że te szczególne przypadki to...matka Jarosława Kaczyńskiego i gen. Wojciech Jaruzelski. Ludzie chorzy na raka chwytają się każdej nadziei, by mieć szansę wyzdrowienia. A jaką nadzieję daje im państwo?

W zeszłym roku minister zdrowia Arłukowicz opracował ponoć rewelacyjną reformę , która zrobi przełom w leczeniu raka, tzw. szybką terapię onkologiczną. Polega ona na tym, że pacjent idzie do swojego lekarza rodzinnego, który robi pełny wywiad i podejrzewając chorobę onkologiczną wydaje mu tzw. " zieloną kartę" Na poddstawie tej karty chory ma pierwszeństwo do poradni specjalistycznych i do szpitala, który na cito zleca badania, a potem również na cito kieruje na operację bądż na chemio lub radio terapię. Reforma w swoim założeniu piękna. A jak z jej realizacją?

" Zieloną kartę" może wystawić tylko lekarz rodzinny. Jeżeli pacjent leczy się o lekarza pierwszego kontaktu, który nie ma uprawnień lekarza rodzinnego, to...musi najpierw przejść procedurę zmiany lekarza, często przychodni, a to wydłuża czas oczekiwania na leczenie, który dla chorego z nowotworem może liczyć się na dni. Mój znajomy dziennikarz twierdzi, że jeżeli pacjent idzie do szpitala z " zieloną kartą" to szpital musi go szybko przyjąć. Szybkość przyjęcia zależy jednak od szpitala. A z lekarzami specjalistami jest już zupełnie inna sprawa. Znam przypadek w Lubinie, że pacjent z podejrzeniem nowotowru tarczycy mając zieloną kartę onkologiczną musi czekać na wizytę u onkologa sześć miesięcy. No cóż, spejalistów jest mało, a liczba pacjentów, którym wystawia się " zielone karty" onkologiczne rośnie. Czy antidotum są ograniczenia w wystawianiu tych kart? Na pewno nie, jeżeli pacjent potrzebuje to niehumanitarne jest ograniczanie dostępu do leczenia wiekiem, co zrobiono w dostępie do chemio i radio terapii dla ludzi po siedemdziesiątce. Każdy człowiek niezależnie od wieku ma prawo do życia i ratowania życia. Jesteśmy ponoć krajem katolckim i prawo do życia jest nadrzędną wartością. Niestety, sądząc po ogólnikach NFZ nie każdy to rozumie...

Zmorą naszego kraju i to od dawna jest to, że kiedy zmienia się władza, to nowy urzędnik uważa , że jest mądrzejszy od swojego poprzednika i...pierwsze co robi, to wyrzuca do kosza to wszystko, co zostało po poprzedniku. Nie ma żadnej kontynuacji. Kiedy ministrem zdrowia był Zbigniew Religa, pracował on nad reformą służby zdrowia. Niestety, rząd Jarosława Kaczyńskiego upadł. Minister zdrowia w kolejnym rządzie już Platformy Obywatelskiej Ewa Kopacz oczywiście nie skorzystała z dorobku poprzednika. Projekty Religi zostały albo schowane głęboko w archiwum albo poszły do...okrągłego segregatora a kółkach jako niesłuszne. Niestety, ministrowie zdrowia w rządzie Platformy zarówno Ewa Kopacz jak i Bartosz Arłukowicz pokazali, że...sytuacja w służbie zdrowia ich przerosła. Dorażne reformy w postaci wprowadzenia w przychodniach systemu komputerowego Ewuś czy zwiększenia lekarzy, do których jest konieczne skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu nie załatwiły żadnego problemu polskiej służby zdrowia, bankrutujących państwowych szpitali, które ratują się ordynarnie naciągając NFZ. Pacjenta po cięzkiej operacji wypisuje się po trzech dniach do domu, a w ewidencji szpitalnej figuruje jeszcze tydzień i szpital bierze na niego pieniądze. Ograniczona liczba pacjentów rejestrowana na dany dzień powodowała, że pacjent , który przyszedł po pilną konsultację w dzień wizyty musiał uiścić połowę ceny za wizytę prywatną. W pewnej przychodni w Lubinie zniesiono właśnie to udogodnienie i teraz pacjent nie zarejestrowany wcześniej odchodzi z kwitkiem albo musi zapłacić za wizytę prywatną. Pacjenci w pilnej potrzebie ratują się tym, że umawiają się bezpośrednio z lekarzem i płacą pół ceny bezpośrednio lekarzowi. Polska służba zdrowia, państwowe szpitale to stajnia Augiasza. Powszechnie się mówi, że potrzeba Heraklesa, by to oczyścił. Polska państwowa służba zdrowia i system ubezpieczeń zdrowotnich wciąż czekają na swojego reformatora.

Rząd, który temu sprzątaniu podoła otrzyma ode mnie krzyżyk na następną kadencję!

A tymczasem ludzie po prostu chcą żyć, długo jak przystało w dwudziestym pierwszym wieku, by jak Jimmy Carter w Ameryce móc w wieku dziewięćdziesięciu jeden lat walczyć z rakiem... Czy mają tak nierealne marzenia jak nierealny jest polski serial o służbie zdrowia " Na dobre i na złe"?

Podchodzę życzliwie do wszystkich, co mają coś mądrego do powiedzenia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości